Układy na wykresach ropy naftowej dają nadzieję na zejście w “normalne” rejony. Taki scenariusz wspomoże banki centralne w walce z inflacją. A to z kolei może na nowo rozbudzić apetyt na ryzyko. Beneficjentem tej zmiany może (a nawet powinien) być złoty.
Tabela. Maksima i minima głównych walut w PLN. Zakres: 01.08.2022 – 05.08.2022.
Znowu punktem wyjścia do rozważań na temat kursów walut stają się wyceny ropy naftowej. Tym bardziej, że znajdujemy się w szczególnym momencie, który może zdefiniować przyszłe ruchy na następnych kilka tygodni. Od połowy czerwca trwa prawdziwy zjazd ceny czarnego złota, które przez trzy tygodnie potaniało już o blisko 40 dolarów na baryłce dla odmiany WTI. Jest to ruch w dół o 30%, co zdarza się wyjątkowo rzadko. Co istotne, zasięg obecnego trendu już teraz przebił wartości ostatniego ruchu w górę, daje to mocny argument za tym, że nawet jeśli nastąpi pewna korekta, to jednak inwestorzy będą spoglądać raczej w dół niż w górę. Najpierw trzeba jednak pokonać poziom przy 87,5 $. Warto pamiętać, że to właśnie z tego pułapu rozpoczął się ostatni trend wzrostowy, który ustanowił tegoroczne maksimum. Dlatego odreagowanie ostatnich spadków w przyszłym tygodniu jest co najmniej prawdopodobne. Co istotne, warto zauważyć, że obecny trend jest stromo nachylony, co może sugerować równie intensywne odbicie. Wydaje się jednak, że póki nie wyjdziemy powyżej 100 $, to podaż będzie rozdawać karty. Przełamanie obecnego wsparcia otworzy drogę najpierw do 75 $, a docelowo nawet do 65 $. Realizacja tego scenariusza byłaby prawdziwym błogosławieństwem dla banków centralnych walczących z inflacją. Z drugiej strony byłby to jasny sygnał, że rynki są przekonane co do nadchodzącej recesji.
Między dżumą a cholerą… A dokładniej między inflacją a recesją. Tak można scharakteryzować sentyment na głównej parze walutowej. Z jednej strony mamy wciąż coraz to wyższe odczyty dynamiki cen po obu stronach Atlantyku. Z drugiej inwestorzy więcej uwagi poświęcają załamaniu gospodarczemu. Ciekawie wygląda również rozkład tych obaw. Wydaje się, że szybciej recesja uderzy w Stany, a w sumie można powiedzieć, że już tam zawitała, jednak potencjalnie głębiej zejść może eurozona. To, że istnieje pewna równowaga między tymi lękami wyraźnie widać w ostatnim czasie na wykresie popularnego “edka”. Już blisko pół miesiąca trwa konsolidacja, z której, póki co nie udaje się wybić. Co ciekawe, potencjalne ruchy w górę i w dół po wyłamaniu mają podobne potencjalne zasięgi. Na południu ograniczeniem jest ostatnie minimum, gdy udało się na chwilę wyłamać parytet. Obszarem docelowym dla euro wydaje się przedział między 1,038 $ a 1,050 $.
Tę chwilę spokoju na głównej parze walutowej próbuje wykorzystać złoty. Najpierw udało się zatrzymać wakacyjny trend wzrostowy, który doprowadził wycenę dolara aż do poziomu 4,83 zł. Później udało się zejść 14 groszy niżej, by ostatecznie zarysować formację trójkąta. Jesteśmy już całkiem blisko domknięcia jej, więc najdalej w połowie przyszłego tygodnia poznamy rozwiązanie. Wybicie górą będzie oznaczało nie tylko powrót do ostatniego szczytu, ale prawdopodobnie również ustanowienie nowego. Byłaby to fatalna wiadomość dla nas wszystkich, ponieważ słaby złoty jeszcze mocniej będzie napędzany inflacją, z którą już teraz przecież nasz bank centralny absolutnie sobie nie radzi. Jednak wspomniany wcześniej układ na ropie sugeruje, że mamy szanse na wyjście dołem, a jeśli przy okazji uda się sforsować pułap 4,533 zł, wrócimy do względnie pożądanych wartości. Oczywiście scenariusz, w którym udaje się zejść aż do 4,25 zł, jest skrajnie mało prawdopodobny, to jednak warto cieszyć się z każdego kroku w dół.
Nie jest jednak tak, że to wokół złotego zbierają się ostatnio najciemniejsze chmury. Wydaje się, że nastroje wokół funta są jeszcze gorsze. Popularny kabel, choć początkowo dawał nadzieję na wyłamanie negatywnego trendu, po wczorajszej decyzji Banku Anglii znowu obrał kierunek na południe. Brytyjczycy, choć jako pierwsi z wielkich zdradzali chęci do zacieśniania polityki pieniężnej, to ostatecznie zwlekali z tym zdecydowanie za długo. Efekty widzimy w ostatnich predykcjach makroekonomicznych, które sugerują, że już za chwilę na Wyspy zawita dwucyfrowa inflacja i pozostanie tam przez wiele miesięcy. BoE jednak nie składa broni i już zapowiada, że sięgnie po (wydaje się obecnie jedynie skuteczne narzędzie) redukcję bilansu. Funtowi to się za bardzo nie podoba, jednak w dłuższej perspektywie może to mu wyjść na dobre. O ile tym razem Andrew Bailey nie będzie przeciągał wdrażania słusznej idei w nieskończoność…